22.10 (niedziela)
Na Maltę od pewnego czasu można lecieć z lotniska im. Lecha Wałęsy w Gdańsku. To niezwykła wygoda. Wylot o 10:30 jest godziną akceptowalną nawet dla osób mających problem z porannym wstawaniem. Czyli początek obiecujący :-). Sam lot trwa 3 do 3,5 godziny, czyli niezbyt długo. Linie lotnicze Ryanair oferują podstawowe choć nie luksusowe warunki podróży.
Samolot ląduje na jedynym maltańskim lotnisku po godzinie 13. Za oknem słońce i ciepło. I ani jednej chmurki. Będzie dobrze!
Z uwagi na moje lenistwo oraz spory bagaż decyduję się na taksówkę a nie inny środek lokomocji. Lotnisko jest trochę zagmatwane ale jednocześnie małe więc szybko przechodzę przez bramki bezpieczeństwa i zaczynam poszukiwania taksówki. Trochę krążę bo nikogo w licznie stojących samochodach - samych białych - nie ma. Okazuje się, że system jest taki: należy podejść do budki umiejscowionej w budynku portu lotniczego, powiedzieć dokąd człowiek się wybiera a następnie dokonać opłaty. Miła Pani (lub Pan) taszczy bagaże i bezpiecznie wiezie do celu. W tym wypadku do szkoły językowej Sprachcaffe w Pembroke. Koszt 20 euro.
Szkoła mieści się w pięknym budynku zbudowanym w stylu kolonialnym. Szukam recepcji i nie ma z tym problemu. Recepcja działa całą dobę, co jest dużym ułatwieniem dla ludzi z całego świata przylatujących o różnych porach uczyć się na Malcie języka angielskiego. Melduję się więc u sympatycznej pani recepcjonistki, wypełniam dokumenty, płacę 5 euro opłaty klimatycznej i jeszcze 50 euro kaucji na wypadek gdybym dokonała w międzyczasie jakichś poważnych zniszczeń. Płacę choć nie planuję niczego demolować.
Po dokonaniu niezbędnych formalności, biorę klucz i idę szukać swojego lokum. Mój pokój - 402 C znajduje się prawie na końcu długiego korytarza na pierwszym piętrze.
Jest wczesne niedzielne popołudnie i budynek świeci pustkami. Można odpocząć. Pokój jest dość skromnie urządzony: 2 łóżka, mała szafa - niestety bez półek, małe biurko krzesło, lustro, szafka nocna i lampka. Klimatyzacji nie ma. Jest wiatrak, ale nie działa ;). Na szczęście to nie lato z temperaturami po 30 stopni. Dam radę!
Po krótkim odpoczynku zdecydowałam się na spacer do Paceville, gdzie mieści się wiele innych szkół językowych. Paceville to część St. Julian’s, główne miasteczko imprezowe i miejsce życia nocnego Malty. Pełno tu kin, barów, kasyn, dyskotek, klubów muzycznych i nocnych. Miejsce to tętni życiem całą dobę ale szczególnie tłocznie i zabawowo jest oczywiście w weekendy.
W Paceville znajduje się centrum handlowe Bay Street oraz kilka dobrych hoteli, w tym Westin Dragonara czy Hilton, pięknie położone nad zatoką i przeznaczone dla bogatszej klienteli. Jeśli dysponujesz jachtem to masz do dyspozycji dodatkowo piękną i luksusową marinę…
23.10 (poniedziałek)
Rano śniadanie w szkolnej restauracji składające się z sera żółtego, mortadeli i chleba tostowego. Do wyboru: herbata, kawa, woda i soki. Są też owoce i jogurt. Skromnie ale wystarczająco. Lekcje rozpoczynają się 9.00. Grupa jest mała i sympatyczna (w większości Japonki). Po 1,5 godziny wszystkie grupy mają przerwę półgodzinną a potem druga tura zajęć. W czasie tej drugiej tury wszystkie nowo przybyłe osoby mają spotkanie z dyrektorem szkoły, którym okazuje się niezbyt wiekowy Walijczyk. Na spotkaniu przekazywane są informacje dotyczące organizacji zajęć i pobytu w szkole, obowiązujące zasady zachowania oraz propozycje zajęć i wyjazdów turystycznych dla chętnych.
Po zajęciach idę na poszukiwania sklepu spożywczego, z którym przez najbliższe 2 tygodnie zamierzam się zaprzyjaźnić. Trochę krążę ale ostatecznie udaje mi się go znaleźć. Supermarket - jak sama nazwa wskazuje - jest super duży i super zaopatrzony. Produkty z różnych krajów Europy, najwięcej włoskich i brytyjskich. Krótko mówiąc każdy znajdzie coś dla siebie.
Po „lunchu” znowu podążam do Paceville. W zależności od tego, którą drogę się wybierze to odległość od 1 km do 2 km. Nad morze zawsze idzie się w dół, tym samym powrót musi odbywać się pod górę :-). Dla osoby rzadko używającej mięśni to jednak spory wysiłek, zwłaszcza jeśli narzuci się odpowiednie tempo. Ale tak naprawdę to czysta przyjemność.
Dziś jest wyjątkowo silny wiatr ale wciąż ciepło. Poznaję okolice.
24.10 (wtorek)
Od rana uczę się pilnie języka angielskiego. Dziś Rosette opowiada nam o atrakcjach Malty i narodowych potrawach maltańskich. Zapisuję wszystko skrupulatnie i zamiarem wykorzystania przedstawionych wiadomości w niedalekiej przyszłości.
Po południu wybieram się z Marzeną, Svietłaną - koleżanką z hotelu oraz przesympatycznymi dziewczynami z Podhala: Anią i Martą do St. Julian’s, które po maltańsku brzmi San Gilijan.
To małe miasto zamieszkuje ok. 7600 mieszkańców. Leży nad zatoką Spinola Bay i w dawnych czasach było niewielką osadą rybacką. Rozwój wioski rozpoczął się w latach 30-tych XX wieku. Dziś niewiele już te dawne czasy przypomina. Może tylko kołyszące się na falach małe kolorowe łódeczki. Zabudowa jest już raczej miejska i dość zwarta. Cały czas buduje się coś nowego. Niestety - moim zdaniem - coraz gorsze architektoniczne koszmarki, które pną się bezrozumnie w górę szpecąc to co było ładne. Pozostały jednak na szczęście także przecudne fragmenty zabudowy. Najładniej jest chyba nad samą zatoką nad którą ulokowały się liczne i różnorodne restauracje, wszystkie z widokiem na wodę i łodzie rybackie. Przyjemnie jest usiąść i delektować się zarówno widokiem, jak i przepysznym jedzeniem.
W ramach poznawania kultury maltańskiej, a dokładniej kuchnie tego pięknego kraju, skosztowałam królika po maltańsku. To spore kawałki królika w sosie z dodatkiem wina. Potrawa smaczna. Jedynym minusem są liczne drobne kostki, które nieco psują efekt.
25.10 (środa)
Dzisiaj lekcje rozpoczęły się wspólnym piciem żubrówki z sokiem jabłkowym. Oczywiście w ramach poznawania zwyczajów innych narodów :-). Zarówno Rosette jak i koleżanki z Japonii były zachwycone polskim trunkiem. Nie pił jedynie Muhamad z Libii - z przyczyn religijnych. Okazało się też, że jest to dobrze rozpoznawany za granicą napój alkoholowy kojarzony z Polską. Humory wszystkim dopisywały a nauka angielskiego nikomu nie sprawiała większych trudności.
Po południu, żeby nie tracić czasu wybrałam się na wycieczkę do Valetty, stolicy Malty. Valetta leży na półwyspie Sciberras i jest najdalej na południe wysuniętą europejską stolicą. Podaje się, że na terenie stolicy Malty zlokalizowanych jest 320 zabytków, co powoduje, że należy ona do jednego z najbardziej zagęszczonych obszarów zabytkowych na świecie. Znajduje się na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Podobno też jest najbardziej słoneczną miejscowością w Europie.
Początek miasta datuje się na 1557 r. Wtedy to Jean Parisot de la Valette objął urząd wielkiego mistrza zakonu joannitów i postanowił wzmocnić obronę na Sciberras budując umocnienia wokół całego półwyspu i budując na nim miasto. Same prace budowlana rozpoczęto dopiero w roku 1566 z uwagi na brak funduszy oraz atak wojsk tureckich.
Projekt miasta stworzył, na polecenie papieża Piusa IV, architekt włoski - Francesco Laparelli, uczeń Michała Anioła. Oparty został on na systemie hippodamejskim. System ten uwzględnia warunki naturalne, perspektywiczny rozwój i funkcjonalność miasta. Obszar planowanego miasta z wytyczonymi granicami dzielono głównymi arteriami wytyczonymi wzdłuż osi północ-południe i wschód-zachód na kwartały. W centralnie usytuowanej części miasta znajdował się ośrodek administracyjno-handlowy i religijny, pozostałe kwartały zapełniała zabudowa mieszkalna. Główne i boczne ulice krzyżowały się pod kątem prostym, tworząc geometryczną regularną siatkę. Całe miasto zostało otoczone wysokimi murami oraz fosą od strony lądu.
Pierwszym ważnym budynkiem Valetty był kościół Matki Bożej Zwycięskiej, w którym pochowano ciało Jeana de Valette (potem grób przeniesiono do konkatedry św Jana).
W ciągu kolejnych lat Valletta zaczęła przeradzać się w prawdziwe miasto, skończono m.in. budowę siedmiu auberges (siedziby rycerzy poszczególnych prowincji zakonu), wzniesiono Pałac Wielkich Mistrzów, konkatedrę św. Jana oraz wiele innych budynków. Nie udało się jednak wprowadzić, zaleconego przez papieża, podziału miasta na dwie części, z których jedną mieli zamieszkiwać wyłącznie członkowie zakonu.
W 1575 otwarty został szpital Sacra Infermeria, którego główna sala, o długości 56 m była i pozostaje jedną z największych w Europie. Dziś w budynku szpitala znajduje się centrum konferencyjne, oraz Teatr Republiki.
W 1731 wielki mistrz Antonio Manoel de Vilhena wybudował Teatr Manoela (dziś trzeci najstarszy teatr na świecie). W 1796 powstała Biblioteka Narodowa, w której zbiorach umieszczone zostało m.in. kilkadziesiąt tysięcy tomów będących własnością zakonu.
Jedną z ciekawszych budowli Valetty jest budynek Opery Królewskiej. Jego projektantem był angielski architekt Edward Middleton Barry. Został on zbudowany w 1866 roku. Już jednak w 1942 podczas II wojny światowej został on zbombardowany i prawie doszczętnie zniszczony.
Do tego momentu był jednym z najpiękniejszych i najbardziej znanych budynków w Valletcie. Potem przez przeszło 60 lat podejmowano liczne próby rekonstrukcji budynku, jednak bezustanne spory dotyczące kształtu odbudowy, funduszy i osobistych ambicji polityków spowodowały, że do dnia dzisiejszego budynek nie odzyskał dawnej świetności. Od sierpnia 2013 znowu funkcjonuje jako miejsce występów - teatr pod gołym niebem w ruinach dawnej opery.
Jako, że Valettę założyli joannici, nie brakuje w niej licznych kościołów. Do najbardziej znanych należą: Kościół św. Augustyna, Konkatedra św. Jana, Prokatedra sw. Pawła, Bazylika Matki Bożej Bezpiecznej Przystani i św. Dominika, Kościół Matki Bożej z Pilar, Kościół Matki Bożej Zwycięskiej, Kościół Matki Bożej z Damaszku i in.
Punktem obowiązkowym każdej zorganizowanej wycieczki jest Konkatedra św. Jana. Większość przewodników opisuje kościół stojąc przed wejściem do niego. Wejście do niego jest dodatkowo płatne a pobyt w kościele zajmuje trochę czasu ale warto to zrobić.
W kościele znajdują się 2 obrazy włoskiego malarza barokowego Caravaggia: ścięcie św. Jana Chrzciciela z 1608 roku oraz Święty Hieronim piszący.
Konkatedra świętego Jana w Valletcie została wybudowana w latach 1573-1578 jako kościół zakonu joannitów. Została zaprojektowana przez maltańskiego architekta Girolamo Cassara. Posiada osiem kaplic, z których każda poświęcona jest jednemu z „języków” zakonu joannitów. Wewnątrz konkatedry, w pobliżu głównego wejścia, znajduje się pomnik nagrobny Wielkiego Mistrza Joannitów Marca Antonia Zondadariego.
W Valettcie znajdują się także tzw. Zajazdy, czyli miejsca zamieszkania dawnych rycerzy zakonnych kawalerów maltańskich z tzw. langues czyli grup językowych. Dawniej było ich 8. Zajazd Aragoński został zbudowany dla rycerzy z Aragonii, Nawarry i Katalonii. Jego budowę zakończono w 1571.
Zajazd Kastylijski został zbudowany dla rycerzy z Kastylii, Leon i Portugalii a budowę zakończono w roku 1574. Dziś pełni funkcję siedziby premiera Malty.
Zajazd Prowansalski zbudowany pod koniec XVI wieku służył rycerzom z Prowansji a dziś stanowi siedzibę Muzeum Archeologicznego.
Zajazd Włoski przeznaczony dla rycerzy z terytorium Włoch został zbudowany w 1570 roku a dziś mieści się w nim siedziba Ministerstwa Turystyki Malty.
Zajazd Bawarski zbudowany jako Palazzo Carniero w roku 1696, był rezydencją wielkiego mistrza Marc’Antonio Zondadariego. Pałac stoi w północnej części Valetty, obok English Curtain oraz Jew’s Sally Port. Góruje nad St. Elmo Bay oraz wejściem do portu Marsamxett.
Pałac Wielkich Mistrzów to zabytkowy pałac w Valletcie na Malcie. Mieści się tu urząd prezydenta. Pałac Wielkiego Mistrza był centrum administracyjnym Malty przez prawie trzy i pół wieku. Oryginalny pałac, zbudowany w 1571, był siedzibą Wielkiego Mistrza Zakonu Maltańskiego Św. Jana, a później, podczas brytyjskiego okresu kolonialnego, służył jako pałac gubernatora. Dziś jest miejscem pracy Prezydenta Republiki Malty. W zbrojowni pałacu znajduje się jedna z największych kolekcji broni okresu Kawalerów Maltańskich.
Do 4 maja 2015 miał tu również swoje posiedzenia Parlament Malty, przeniesiony teraz na nowe miejsce, przy ulicy Republiki niedaleko Bramy Miejskiej - głównego wejścia do Valetty.
Z uwagi na historię Malty a szczególnie Valetty obfituje ona w liczne budowle militarne. Na szczególną uwagę zasługuje Bateria Lascaris (Fort Lascaris). Jest to bateria artyleryjska położona po wschodniej stronie Valetty. Została ona zbudowana w 1854 roku przez Brytyjczyków ale dobudowano ją do już istniejących umocnień maltańskich. Bateria Lascaris ma nieregularny, trapezoidalny kształt z nieco okrągłymi rogami.
W Valettcie można - oprócz podziwiania licznych zabytków - znaleźć miejsce odpoczynku. Jednym z takim miejsc są górne ogrody Barraka. Znajdują się one w górnej części Bastionu św. Piotra i Pawła, który zbudowano w 1560 roku i niedaleko Baterii Lascaris. Na dolnej kondygnacji Bastionu znajduje się tzw. Bateria Powitalna. Codziennie o godzinie 12.00 rozlega się tu salut armatni.
Ogrody były początkowo przeznaczone dla wypoczynku rycerzy z Zakonu św. Jana. D
la wszystkich zostały otwarte w 1800 roku po zakończeniu okupacji francuskiej.
Winda łączy ogrody z fosą Bastionu św. Jakuba, gdzie co niedzielę odbywają się targi oraz z pobliskim molo Lascarisa (Lascaris Wharf). Pierwsza winda w tym miejscu została zbudowana w 1905 roku, ale została zamknięta w 1973 roku i zdemontowana w 1983 roku. Nowa winda została uroczyście otwarta w dniu 15 grudnia 2012 roku.
Nie sposób opisać wszystkich wspaniałości Valetty. Trzeba tu po prostu przyjechać i samemu
cenić grom kulturalnego dziedzictwa.
Na koniec kilka migawek:
26.10 (czwartek)
Po dzisiejszych lekcjach swoje kroki skierowałam do Mdiny (po fen. Melitty), dawnej stolicy Malty. Miasto położone jest w centralnej części wyspy i jest jednym z najstarszych. Teren współczesnej Mdiny zamieszkany był już w starożytności, na początku IV tysiąclecia p.n.e.
Pierwszą osadę założyli Fenicjanie ok. 700 lat p.n.e. W czasach rzymskich powstał tu pałac rzymskiego gubernatora. Uznaje się także, że przez pewien czas przebywał tu apostoł Paweł z Tarsu, kiedy w 60 roku n.e. jego statek rozbił się u wybrzeży Malty.
Około roku 870 wyspy zostały zajęte przez Arabów i to oni nadali mu obecnie obowiązującą nazwę. Otoczyli je też grubymi murami i fosą.
Potem Mdina stała się częścią Hrabstwa Sycylii (1091 r.). W 1429 roku miasto próbowali zdobyć Saraceni, ale zostali odparci.
Z uwagi na zmienne koleje losu cały czas podejmowano prace nad umacnianiem fortyfikacji i murów obronnych, zwłaszcza za panowania joannitów.
W chwili obecnej teren starego miasta został wyłączony z ruchu kołowego. Atmosfera sprzyja kontemplacji, zadumie i odpoczynkowi. Jest cicho i nad wyraz spokojnie. W architekturze dominują budynki normańskie i barokowe.
Plan Mdiny
Każdy mieszkaniec Mdiny dba o swoje obejście. Domy charakteryzują się pięknymi drzwiami i prawie przy każdym znajduje się tabliczka z symbolem religijnych chroniącym mieszkańców.
Widok z murów obronnych Mdiny
Z uwagi na specyficzną, przepiękną zabudowę kręcono tu podobno sceny z filmu „Gra o tron”. Budynek poniżej „grał” przybytek uciech należący do Littlefingera.
27.10 (piątek)
Ostatni dzień lekcji w pierwszym tygodniu. Test zaliczyłam 😊.
W ramach odpoczynku zdecydowała się na spacer wzdłuż nabrzeża do Sliemy. Zahaczyłam o centrum handlowe (szkoda czasu) i Tigne point z przepięknym widokiem na Valettę.
Sliema raczej nowoczesnym miastem. Sporo jest tu hoteli, szkół językowych, restauracji, sklepów, w tym największa galeria handlowa na Malcie - The Point. Znajduje się tu także spore centrum komunikacyjno-turystyczne. Przy nabrzeżu zatoki mają swoje siedziby liczne biura turystyczne oferujące różnorodne wycieczki, lądowe i morskie.
Ciekawostka: podobno „sliem” w języku maltańskim oznacza słowo pokój a nazwa miasta pochodzi od kaplicy Marii Dziewicy, która była punktem orientacyjnym dawnych rybaków.
Do Sliemy można dotrzeć w łatwy sposób komunikacją miejską ale przyjemniejszy jest spacer wzdłuż nabrzeża szerokim deptakiem.
28.10 (sobota)
Dziś dzień bez szkoły. Cały dzień do własnej dyspozycji. Idealny na dłuższą wyprawę, np. na Gozo.
Pierwotny plan zakładał udział w wycieczce zorganizowanej jednak po dłuższym namyśle zdecydowaliśmy się jechać sami małą grupką. I dobrze na tym wyszliśmy. Zamiast 30 euro zapłaciliśmy 15 a do tego byliśmy niezależni. Najpierw taksówka - minibus zawiozła nas do Cikkawa. Potem wsiedliśmy na prom do Gozo. Co ciekawe bilet na prom kupuje się w drodze powrotnej na Maltę. Po przybyciu na Gozo kupiliśmy bilet 2-godzinny za 1,5 euro i rozpoczęliśmy zwiedzanie. Gozo to druga co do wielkości wyspa archipelagu Wysp Maltańskich, położona na północny zachód od Malty. Powierzchnia wyspy wynosi 67 tys. km kwadratowych a ludność to około 37 tys. mieszkańców.
Na wyspie znajduje się wiele ciekawych zabytków kultury maltańskiej, m.in. wieże: Mgarr ix-Xini, Xlendi, Dwejra, kościół Ta’Pinu, Ggantija czy Rotunda w Xewkija.
Zwiedzanie Gozo rozpoczęliśmy od Azure Window czyli Lazurowego Okna - jednej z największych atrakcji Gozo i Malty, niestety już nieistniejącej. Był to most skalny położony przy miejscowości Dwejra.
Widoczna na zdjęciu formacja skalna powstała wskutek erozji wapienia i zawalenia 2 jaskiń wodnych. Z roku na rok erozja postępowała zmieniając kształt widocznego „mostu”. Duża część skały odpadła w roku 2012. Teoretycznie obowiązywał zakaz wchodzenia na półkę ale okno wciąż przyciągało rzesze turystów i zwolenników Cliff divingu.
Podstawa Lazurowego Okna została częściowo uszkodzona podczas sztormu w styczniu 2017 roku, a 8 marca 2017 roku uległa całkowitemu zawaleniu. Azure Window jako niepowtarzanie piękne służyło jako scenografia przy kręceniu kilku znanych filmów, m.in.: Zmierzch tytanów, Hrabia Monte Christo czy wreszcie Gra o tron.
U miejscowego rolnika można było kupić miejscowe specjały, m.in. wino, przetwory z owoców czy syrop z chleba świętojańskiego - carob.
Piękne miejsce, dzika przyroda i jej niesamowita siła a jednocześnie spokój i odpoczynek. Warto było tu spędzić chwilę nawet jeśli Azure Window już nie istnieje.
Kolejnym przystankiem na naszej drodze była Victoria - główne miasto Gozo i zarazem jego stolica. Od czasów panowania Arabów do 1897 miasto nosiło nazwę Rabat (po arabsku „przedmieście”). Nazwę zmieniono dla uczczenie jubileuszu 60 lat panowania królowej Wiktorii.
Nad miastem góruje położona na wzniesieniu cytadela, którą wznieśli w średniowieczu Aragończycy. Inne atrakcje Vitorii to barokowa katedra Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny.
Na koniec trochę plaży, łażenia po skałkach 😉 i powrót do domu.
29.10 (niedziela)
Dzisiaj w planach Blue Grotto w większym składzie. Jedziemy autobusem do Valetty a potem przesiadamy się na inny autobus. Podróż jest długa i dość męcząca - 1,5 h w jedną stronę. Warto nadmienić, że komunikacja miejska na Malcie nie grzeszy punktualnością a rozkładem jazdy nie ma się co sugerować. Kiedy jednak dojeżdżamy na miejsce gra wydaje się warta świeczki.
Błękitna Grota to niewielka jaskinia położona nad brzegiem urwistego wybrzeża w pobliżu miejscowości Żurrieq. Grota ta stanowi obecnie część malowniczego systemu podziemnych korytarzy rozlokowanych tuż nad taflą wody. Jaskinia ma 30 metrów wysokości a jej obwód wynosi niecałe 90 i stanowi jedną z największych atrakcji turystycznych Malty. Dostać się można do niej jedynie wypływającymi regularnie z pobliskiego portu łodziami wycieczkowymi. Cała wycieczka trwa około 30 minut. Niby krótko ale niezwykle ciekawie.
Jedyna niedogodność do bardzo strome zejście w dół i jeszcze bardziej strome wejście na górę 😊. Po powrocie do Valetty zasłużony odpoczynek i przepyszne lody.
30.10 (poniedziałek)
Zaczynamy lekcje. Jak co tydzień mała zmiana składu grupy. Doszedł Mario z Belgii i Natalia z Rosji, odeszła Brazylijka i Japonka. Rosette została😏.
Po południu jedziemy do Marsaxlokk, do drugiego co do wielkości na Malcie naturalnego portu rybackiego. Nazwę miejscowość zawdzięcza połączeniu słów: Marsa (port) i Xlokk (południowo-wschodni wiatr). To tutaj podobno na pokładzie statku Maxim Gorky, Bush i Gorbaczow podpisali porozumienie kończące „zimną wojnę”.
W porcie cumuje ogromna liczba maltańskich łodzi Luzzu. Większość z nich - o ile nie wszystkie - pomalowane są na kolor żółty, niebieski i czerwony.
Najlepiej przyjechać tu podobno w niedzielę z samego rana, bo to wtedy właśnie organizuje się targ rybny i jest co pooglądać. My byłyśmy w poniedziałek i to po południu, po zmianie czasu, co spowodowało, że widno było raptem 1,5 godziny. No trudno. I tak było warto, tym bardziej, że zjadłyśmy przepyszną doradę z grilla.
31.10 (wtorek)
Bardzo ciepły dzień. Wybieram leżakowanie a potem shopping w Sliemie. Oczywiście po zajęciach z języka angielskiego.
Zamiast shoppingu wychodzi raczej spacer, bo też i szkoda czasu na chodzenie po sklepach, w których niczego specjalnego nie ma.
Wieczorem spotkanie z Marie z Japonii i Petrą z Czech. Szlifujemy nasz angielski i dobrze się bawimy.
1.11 (środa)
Dziś dzień zadumy i wspomnień. Mimo, że na Malcie nie świętuje się Dnia Wszystkich Świętych tak jak w Polsce i lekcje odbywają się zgodnie z planem, to nastrój zadumy mnie nie opuszcza. Odpoczywam więc u siebie większość dnia.
2.11 - 4.11
Mój pobyt na pomału dobiega końca. Z uwagi na zmianę czasu po zajęciach zostaje mało światła na dłuższe wyprawy. A Malta po ciemku jest mało wyraźna. Szkoda, bo wielu jeszcze miejsc nie udało mi się odwiedzić.
Przede wszystkim najstarszych miejsc wykopalisk archeologicznych czy budowli prehistorycznych, takich jak: Ggantija, Hagar Qim, Hypogeum, Tarxien Tempes czy Mnajdra.
Nie odwiedziłam plaż piaszczystych, które podobno na Malcie występują 😏. Nie widziałam też klifów Dingli i wielu muzeów. Ale może to będzie powód do tego aby tu wrócić? Miejsce wyjątkowe, pełne niesamowitych miejsc, zarówno przyrodniczych jak i o dużym znaczeniu kulturalnym. Do tego przepyszne jedzenie, świetna pogoda i przesympatyczni uczestnicy kursu językowego.
Erasmus + dziękuję bardzo!